sobota, 30 czerwca 2012

zero

Mam go. Mąż sugeruje, żebym zaczęła się przedstawiać magister Małgorzata magister Chudsza. Kamień, który spadł mi z serca, utworzył rów mariański w centrum Poznania, podczas egzaminu zdołałam się nawet pokłócić z recenzentem, który przedstawiał myśl przeciwną niż ta, która mi przyświecała. Przy wsparciu promotora.
Jestem zatem magistrem do kwadratu, ale o niczym to nie świadczy, zaprawdę.
Po powrocie do domu wstawiłam pranie.
I posprzątałam.
Codzienność.

piątek, 29 czerwca 2012

jeden

Zosia odebrała dziś pierwsze swoje świadectwo. Piękne, dodam. Pękałam z dumy, gdy została wywołana na środek auli za osiągnięcia w nauce i grze na instrumencie (wraz ze sporą gromadkę z jej klasy, ale ojtam). Sama też była przejęta, jak rzadko, dopytywała o oceny z kreską (czyt. świadectwa z paskiem), o których usłyszała od kolegów, przedeptywała niecierpliwie podczas koncertu, czekała na ten druk ścisłego zarachowania z utęsknieniem. I dostała z błędem, zmieniono jej drugie imię, muszę to wyjaśnić, ale już po weekendzie. Frans też pożegnał się ze szkołą, wieść o przejściu do muzycznej rozniosła się błyskawicznie, a on podczas tego roku musiał zauroczyć wszystkie kobiety w placówce, bo szlochała co druga. Rozumiem, jest uroczy, ten mój ciuciuciu synuś.
Jutro. Proszę o kciuki. Koło szesnastej rozpoczną się moje wakacje. Do szesnastej jednakowoż mogę zaliczyć zgon z nerwów, więc proszę. Liczę, że nie dostanę dwunastu pytań (z czternastu). No co, jak szaleć, to po całości. No risk, no fun, mawiają anglosascy pobratyńcy. A reszta? Reszta jest milczeniem.

czwartek, 28 czerwca 2012

dwa

było tak blisko, prawie dali radę pokonać tych nie_do_pokonania. I wcale, a wcale nie chodzi o Ronaldo, jego klatę, kaloryfer na brzuchu i zestaw fryzur na cały mecz.
Kończę papiery. Dziś ostatnia już praca drukarki, dedykacje są, koszulę zaraz wyprasuję dla syna i spódnicę dla córki i z rana pojedziemy odebrać jej pierwsze świadectwo. Rany julek, jak bardzo mnie to rusza. A później już zwykły rejwach - szybko po syna, do mojej szkoły, może zdążę, kawa w pokoju nauczycielskim z dziećmi upchniętymi na zapleczu i już koło 15 wrócimy do domu na ostatnie dwadzieścia cztery godziny stresu. Wakacje zaczynają rysować się cokolwiek wyraźniej. Paznokcie zaczynają przypominać ruinę. Im już nawet akryl czy żel nie pomoże - nie ma do czego przykleić...

środa, 27 czerwca 2012

trzy

i tak oto przedostatni mecz w toku, żal mi tego mijającego euro, pełna byłam obaw, a tu ani paraliżu, ani blokady, ani końca świata, za to międzynarodowe towarzystwo wokół, radość i zabawa. Szkoda, że to już.
Zdałam już część dokumentacji, powoli dociera do mnie koniec roku szkolnego, początek upragnionych wakacji, ciągnę już nie tyle na rezerwie, co na oparach, spać mogłabym za pieniądze, rano, w południe i o dwudziestej pierwszej. Odliczam.

wtorek, 26 czerwca 2012

cztery

arkusze, papiery, świadectwa, dzienniki, sprawozdania, nagrody, dyplomy, statystyki, frekwencja, średnie, podziękowania, zapiski, pokwitowania, rozliczenia, czterdzieści tygodni w roku, niech jeszcze raz przeczytam w komentarzach pod artykułami na temat otyłości młodzieży, że to wina nauczycieli, nierobów, zboczeńców i darmozjadów, tępą ekierką przepiłuję tętnicę udową i dorwę się do mięcha.

niedziela, 24 czerwca 2012

ospa doba siódma

i chyba ostatnia, zostały już suche krosty, od dwóch dób nie przybywa nowych. U Franka też póki co...
Za to znów zaniemógł mąż, tym razem zaatakowało mu znienacka zatoki, nawet lekka temperatura się pojawiła, co u człowieka który nie chorował dotychczas budzi niepokój. Mój niepokój tym większy. Nasz lazaret ma się dobrze, niestety, moja obrona schodzi na pobocze i to szutrowe i nieutwardzone pobocze. A nerwy mam nieco nadwyrężone. Cholera jasna. Niech ona się już skończy, ta ciemna zdrowotna smuga wokół naszej chatynki.

sobota, 23 czerwca 2012

ospa doba szósta

Dziecko wydaje się być zdrowe. Po energicznym wskoku do naszego łóżka około 9 rano poznałam powrót formy, a po zimnej śląskiej wsuniętej na drugie śniadanie (czekała na grilla) poznałam, iż wrócił normalny apetyt.Cała, duża, familijna blacha piekarnikowa pełna  drożdżówek z truskawkami też nie ocalała, zabawy podwórkowe i umazanie żywicą, piachem i trawą (ku mojej zgrozie i strachu przed zakażeniem ran) niosą nadzieję, że najgorsze już za nami. U Zosi. Fransik wszak jeszcze krostek nie zaprezentował...



Bardzo przykra wiadomość napłynęła z rak'n'rolla. Magda odeszła. Ubiera w sukienki po drugiej stronie chmur.

piątek, 22 czerwca 2012

ospa doba piąta

Dziecko normalnieje. Ma nowe krosty, ale po powrocie z zakładu nie zastałam jej po/zaległej na kanapie ale u góry w swoim pokoju, bawiącą się w gonienie i poniewieranie brata. Apetyt nadal bardzo słaby, acz humor plus sto. Po południu wybiegła na dwór i z trudem dała się namówić na powrót na Harrego. Wieczorem spadek formy, ale cóż się dziwić. I chyba miała krostę na dziąśle. I jej odpadła. I ma odsłonięty kawałek zęba, którego zwykle spod dziąseł nie widać. Odrośnie to??? Bo sama mam obawy, zapewniając ją jednocześnie, iż wszystko ok.
A u mnie front. PMS przepleciony z końcem wiosny i SKRACAJĄCYM się od dziś dniem (czyli już po wszystkiemu, październik naciera...) i dwutygodniowym pobytem teściowej, który dziś dobiegł końca szczęśliwie bez ofiar w ludziach. Teściowa będąca kozą rabina dobrze mi zrobiła, acz na stu metrach kwadratowych jej obecność nie była męcząca, a nawet zbawienna, gdy musiałam iść do pracy (chociaż jej zbawienne rady, jak powinni byli grać nasi, żeby wygrać i tysiąc podobnych pytań podczas meczu, bo o piłce nożnej ma jeszcze bledsze pojęcie niż ja, działały mi na nerwy wybitnie, jak zwykle). Ale tradycyjnie już o dzieci zadbała lepiej niż ja i chwała jej za to. Obrona za tydzień, a ja dokładnie tam, gdzie córkę obsypało najszczodrzej. I do tego czarnej.

czwartek, 21 czerwca 2012

ospa doba czwarta

kaszel ustał, pojawił się ból gardła, zawsze musi być cokolwiek kolorowo. Krostki dochodzą literalnie wszędzie, stopy już naznaczone, powieki i łapska na całej długości, wcale nie jest wykluczone, że ból gardła jest efektem jego okrostkowania. Gorączki nie ma, swędzi też bez jakichś problemów, heviran działa na moje oko. Smaruję fenistilem, dziś zapodałam krople, może uda się noc przespać bez pobudek. Apetytu nie ma, ale chęci do grania w piłkę na środku pokoju owszem. Chęci, dodam, poparte działaniem, czyli grą. Pod moją nieobecność, wiadomo. Zakończenie roku bardzo atrakcyjne.

środa, 20 czerwca 2012

ospa doba trzecia

Do zwielokrotnionego zakrostkowania dołączył kaszel, wizyta w izolatce, oskrzela, szczęśliwie, czyste, ale gardło rozpulchnione. Świąd łagodzimy fenistilem, wirusa traktujemy haviranem, pani doktor oceniła wysypkę jako godną i solidną.  Niektórzy twierdzą, że im więcej, tym lepiej i tego się trzymamy. Gorączki nie ma, ale co jakiś czas jakby dziecko cieplejsze. Nic na to nie podaję. Zośka znudzona, słabsza, bez apetytu, ale z ciętym dowcipem co jakiś czas. Jak ona. Wyraża chęci pogrania w piłkę, czyli tragedii póki co nie ma, chyba.

wtorek, 19 czerwca 2012

ospa doba druga

Brzuch i plecy zajęte, krostki się mnożą na szyi, w ustach, na głowie  i - wręcz przeciwnie - w dupie, marudzenie włączone, po południu świąt, nie ma wątpliwości, mamy w domu ospę. Wieczorem silna gorączka, kąpiel w sodzie, koło północy po gorączce nie ma śladu. Żal mi jej, naprawdę.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

ospa doba pierwsza

kilka krostek, w sumie niewiadomoco, brojenie bez zmian, apetyt w normie. Żadnej gorączki. Obserwujemy i czekamy na kolejne rzuty.

przychodnia

Angina u męża przebiegła nadzwyczaj łagodnie, biorąc pod uwagę, iż cierpiał mężczyzna. Zaległ na dwa dni pod kocem, po czym, raźnym głosem i dziarskim krokiem zarządził koszenie trawy. Syn ucho ma wyleczone, migdały oklapły, źle nie jest. To znaczy wróć. Źle nie było do czternastej, kiedy olśniło mnie, że krostka pokazana mi przez Zosię nie wygląda na zwykłą, i że nie jest jedyną na jej gładkim niczem jedwab ciele. Krostka wodnista, na moje oko, kurde mol, nawiedziła nas ospa. Może się mylę, dzieciak tryska zdrowiem, głupieje jedynie głośniej, kilka krostek nie swędzi. Acz mając na uwadze panującą w poznańskich placówkach wirusówkę i fakt, że w naszym domu jej jeszcze nie było (mąż w ogóle bez ospy, ja za to podwójnie doświadczona nawet półpaścem), mogę sobie nasze plany wakacyjne schować do szuflady. Głęboko.

czwartek, 14 czerwca 2012

szejkini

Odkryto nowe złoża ropy w Polsce, słyszeliście? Na dodatek stałam się ich posiadaczką, niejako. Zapalenie ucha z krwisto - ropnym wyciekiem u Franca, angina u męża, u mnie ostre zapalenie gardła, trzyma się Zosia jedynie, nie wiem jednakowoż jak długo. Znam szpital na Saskiej Kępie, znam laryngologów w Poznaniu, znam zapach wyrzyganego zinnatu. 
Także bogata jestem nibywale. W doświadczenia zdrowotne. Ich zagęszczenie mnie sponiewierało trochę. Wakacje za dwa tygodnie, obrona, wszystko na to wskazuje, także. To MUSZĄ być udane wakacje!

wtorek, 5 czerwca 2012

to, co było, jest i będzie

Ostatni tydzień zaowocował dwukrotną wizytą wróżki zębuszki u starszego pacholęcia, wirusem u młodszego, tym samym (bądź podobnym) wirusem u starszego, wysłaniem mojej pożal się Boże magisterki do promotora, zejściem z powodu natężenia pracy nad wyżej wspomnianią, wtórnym zejściem z powodu rozluźnienia sytuacji po przedweekendowym maratonie (dodam, że wrosłam w krzesło przy komputerze i chodziłam spać niewiadomo po co, bo po dwóch godzinach musiałam wstawać do roboty), euforią z tytułu zdobycia ostatniego zaliczenia i przedostatniego wpisu do indeksu (ostatni w dniu obrony) oraz histerią, iż teraz promotor postanowi jednak nie zaliczyć, planowaniem wakacji, wielokrotną zmianą planów, przesłuchaniami w szkole muzycznej i rozczarowaniami. Enough is enough.
Franio jest na liście rezerwowej i pełna żalu poszłam dziś wypytać, dlaczego szanowne grono nie poznało się na WYBITNYM talencie MOJEGO synusia. I ja tu z mieczem, z przemową i tłumaczeniem, a przemiła szefowa komisji błaga mnie, żebym coś z syneczkiem zrobiła, bo on jest bardzo i och i ach ALE ma sześć lat. Że go w zerówce zadekować ponownie, że zabrać, że wrócić za rok, że w ciemno go przyjmą.Tak, stałam sie ofiarą systemu. A raczej synuś się stał. Pani mówi, żeby czekać. To będę czekać, acz miecz mam z łapy skutecznie wytrącony. Bo nie mam szansy nigdzie go zadekować, pod dywan mietłą się nie da, bo za ruchliwy, poza tym są tacy, którzy twierdzą, że bystry z niego gnojek, więc prędzej czy później by się spod tego dywanu wydostał.  Czekam (acz chłopina się przejął sytuacją i codziennie dopytuje o wyniki rekrutacji).
Podczas wizyty dawno nie widzianych przyjaciół, doszłam do wniosku, że wcale się nie starzejemy, mimo, że łączy nas niemal OSIEMNAŚCIE lat znajomości, że urody nam przybywa i uroku osobistego i że warto ciągle mieć kontakt z tymi, którym na tym kontakcie zależy.Osiemnaście lat ZOBOWIĄZUJE (do wypicia litra wódki, ale z kim, na Boga, jak same w ciąży i karmiące, Anula, może chociaż Ty, szybko, póki jeszcze wątroba pozwala???).
I tak na podsumowanie, wiecie, kto to masochista? Masochista to mieszkaniec miasta organizatora Euro2012, który na czas rozpoczęcia owego wyjeżdża do...stolicy! Niechże się tylko pogoda uczerwcowi. Czuły Barbarzyńco, Barze Warszawa, Przekąsko - Zakąsko - przybywamy!!!