piątek, 11 września 2015

tu i teraz

Piątek.
Poranny pośpiech, bo lekarz, szkoła, przejęcie najmłodszego gdzieś na trasie, zakupy, porządek, planowanie na poziomie master.
I wtedy drogę przeciął mi karawan. Skręcił do hospicjum (kolejny minęłam bliżej domu).
Wszystko przystanęło, galop myśli pod czerepem także.
Przestałam sama się poganiać i złościć na kolejną noc przerwaną zaledwie kilkanaście razy. Nawet mi przez łeb nie przeszło, żeby krzywo spojrzeć na kasjerkę, która przepraszała kilkukrotnie za dokładność (a co za tym idzie - powolność).
Kupiłam kwiaty, wypiłam kawę, zjedliśmy z Leo pyszny koktajl owocowy, a teraz spokojnie odkurzę półki i przygotuję obiad.
Bo mogę.
(zdjęcia, filmy i opinie serwowane przez moich znajomych na facebooku mnie przerażają. Jak przeczytałam - to dobry durszlak towarzyski, wielu z tych ludzi nie znam, bardzo nie znam).
Świat w dzisiejszych czasach boli i uwiera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz